sobota, 11 lipca 2015

Capitulo VI


To była ostatnia próba przed naszym występem. Czułam się dziwnie, wiedząc już co jest między nami, pomiędzy mną a Rugge.
On jest naprawdę kochaną osobą, wspaniałym chłopakiem. Codziennie rano, przed zajęciami przychodzi po mnie z różą, a po lekcjach zabiera na spacer, lody albo kawę, szepce mi słodkie słówka... Jesteśmy ze sobą już dwa tygodnie.
- Kochanie, już jestem – ucałowałam go w policzek, wchodząc do salonu mieszkania chłopców. - Leon mnie wpuścił, bo właśnie wychodził na próbę z Violettą.
- Dobrze, słoneczko, to jak, przećwiczymy parę razy nasz układ? - przytulił mnie od tyłu, ułożył głowę na moim ramieniu i bujał nami delikatnie. - A potem pójdziemy na spacer, do parku – mruknął mi do ucha.
- Mhm – przytaknęłam.- A... a może moglibyśmy zmienić tę kolejność?
- Jeśli tylko chcesz – uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę w kierunku wyjścia.
Spacerowaliśmy alejkami, pośród drzew, które rzucały cienie na nasze ciała, wiatr muskał nasze twarze a promienie słońca, które gdzieniegdzie przedostawały się przez liście, rozrzucały radość. Czułam się zwyczajnie szczęśliwa. To takie piękne uczucie.
Do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka komórki mojego chłopaka.
- Przepraszam cię na chwilę – spojrzał na wyświetlacz i odszedł ode mnie kilka kroków. Ściszył głos o pół tonu, więc nie mogłam go usłyszeć. Odwróciłam się w kierunku jednej z białych ławek i tak się jakoś złożyło, że zobaczyłam moją czarnowłosą przyjaciółkę stojącą za jednym z drzew. Chciałam podejść bliżej, ale zobaczyłam, że rozmawia z kimś przez telefon.
Zaczaiłam się trochę i choć może niezbyt ładnie jest podsłuchiwać, starałam się wychwycić jej słowa.
- Ale ty ją tylko krzywdzisz – syknęła Włoszka. - Skoro ja byłam w stanie poznać cię i dociec całej historii, ona też da sobie radę. Jesteś żałosny. Zobaczysz, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Kłamstwo ma krótkie nogi, Federico, a Ludmiła nie jest głupia.
Rozłączyła się i energicznym ruchem wrzuciła komórkę do torebki. Odwróciła się na pięcie, zobaczyła mnie i zamarła.
- Francesca... o czym tu mówisz? - zapytałam niepewnie.
Miałam wrażenie, że powinnam wiedzieć o czymś, o czym nie mam pojęcia. Czułam, że łzy zbierają mi się pod powiekami, bo Fran miała przede mną jakąś tajemnicę.
- Lu, kochanie – Rugge nagle pojawił się obok. - Francesca, powiedziałaś jej? - popatrzył na nią, przestraszonym wzrokiem.
- O co w tym wszystkim chodzi?! - krzyknęłam przez łzy, które już ciekły po moich policzkach.
Żadne z nich nie odpowiedziało mi na pytanie. Moje serce rozrywał żal. Być może nie byłabym aż tak roztrzęsiona, gdyby Włoszka nie użyła imienia, które sprawiało mi tak ogromny ból. Kiedy tylko z jej ust padło imię mojego dawnego przyjaciela, wszystkie wspomnienia powróciły gigantyczną falą emocji, zalewając mój cały umysł.
I tak nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki tak wiele rzeczy wydało mi się oczywiste.
Podeszłam do Ruggero i drżącą dłonią odgarnęłam grzywkę z jego czoła, układając ją tak, jak zawsze robił to Fede.
Patrzyłam mu w oczy, kiwając głową z niedowierzaniem.
- Nienawidzę cię! - krzyknęłam. - Okłamaliście mnie. Oboje – wzięłam głęboki wdech i odbiegłam nie patrząc przed siebie.
Tyle lat żyłam w kłamstwie, myśląc, że najważniejsza dla mnie osoba odeszła bezpowrotnie, zadręczałam się wyrzutami sumienia i nie pozwalałam sobie samej na radość.
A to wszystko okazało się jednym wielkim kłamstwem, Federico ciągle żył, miał się dobrze i tylko zmienił sobie imię. Wyjechał, zostawił mnie samą, pomimo wszystkiego, co razem przeżyliśmy.
Rzuciłam się na łóżko, ignorując zupełnie Violę, która patrzyła na mnie jak na wariatkę. Zanosiłam się od płaczu. Pięścią uderzyłam w poduszkę. Umierałam psychicznie, potrzebowałam pomocy, ale bałam się o nią prosić, więc znów zamykałam się w swoim świecie, całkiem odosobniona. Zaufałam, zawiodłam się, już więcej nie chcę otworzyć się przed nikim. Świat jest podły, niesprawiedliwy, życie nie ma sensu.
- Ludmi, co jest? - szatynka delikatnie dotknęła moich pleców.
Uniosłam się do pozycji siedzącej i opowiedziałam jej o wszystkim. Jest już chyba ostatnią osobą, której mogę zufać.
- Będzie dobrze, zobaczysz – przytuliła mnie. - On pewnie nie chciał, żebyś cierpiała. Weź się w garść i pokaż mu, że jesteś dzielna, że nie zmarnujesz życia przez niego. Tak?
- Tak – przytaknęłam, pociągając nosem. Ona ma zupełną rację. - Dziękuję ci.
- Nie masz za co – starła łzy z mojej twarzy. - Od tego są przyjaciele. Jestem pewna, że Leon, Marco, Diego a nawet Francesca postąpili by tak samo na moim miejscu i ty nie zostawiłabyś żadnego z nas w potrzebie.

Skinęłam głową, na znak, że się z nią zgadzam. Dobrze, że chociaż Vilu potrafi przemówić mi do rozsądku i przywołać trzeźwość umysłu. Powinnam poprosić ją o lekcję bycia dzielną i opanowaną, bo kto jak kto, ale ona umie zachować zimną krew, gdy trzeba.
- I nie płacz już, dobrze?- uniosła kąciki ust. - Chodź, idziemy na duuuuże lody czekoladowe.
Bez słowa wstałam i po drodze poprawiając swój rozmyty makijaż, poszłam za przyjaciółką. Cieszę się, że ją mam.
~
Cześć!
Mam dla Was rozdział 6.
Jest dobijająco - przerażająco krótki, ale nie taki zły. Tajemnica wyszała na jaw, hah. No to sobie narobił biedy.... Maybe.
Co sądzicie o rozdziale? :)
Przesyłam całusy moim kochanym myszkom ♥ 

wtorek, 30 czerwca 2015

Capitulo V



- Marco i Francesca się ku sobie mają – zaśmiała się Viola, kiedy we dwie siedziałyśmy w naszej sypialni. Ja przeglądałam czasopisma, a ona malowała sobie paznokcie.
- Ale Diego też nie spuszczał Fran z oczu,poza tym ona zerkała na niego co jakiś czas – mruknęłam, przewracając kolejną stronę w gazecie.
- Nie, ja ci mówię, że to Marco namącił jej w głowie – stwierdziła. Zapadła chwila ciszy, podczas której dziewczyna penetrowała mnie wzrokiem. - Tak jak tobie Ruggero.
- Przestań, wcale nie! - zaprzeczyłam szybko, rzucając w nią poduszką.
- Halo, mam mokre pazurki, nie pobawię się teraz z tobą w wojnę na poduszki – udawała bardzo poważną.
Roześmiałam się mimowolnie. Nie wiem jak ona to robi, ale zawsze potrafi rozweselić każdego.
- A tak na serio – kontynuowała. - To przecież widać, jak na siebie patrzycie.
Przewróciłam się na plecy, odrzucając katalog z ubraniami na podłogę. Tępo patrzyłam się w sufit, zastanawiając się jak bardzo nie umiem ukryć swoich uczuć. Miałam cichą nadzieję, że tylko Violetta umie wykryć, kiedy mówię szczerze o uczuciach. No, ewentualnie Frania. Ale jeśli każdy widzi to co one dwie, to chyba prędzej zapadnę się pod ziemię, niż wyjdę z tego pokoju.
- To aż tak bardzo oczywiste, że on mi się podoba? - szepnęłam, spoglądając na dziewczynę z niekrytą nadzieją.
- Tak – ucięła, wstając w łóżka.
Ukryłam twarz w dłoniach. Przymknęłam powieki. Czułam pewien rodzaj wyrzutów sumienia, że tak łatwo udało mi się zapomnieć o Federico.
Leżałam tak chwilę, w międzyczasie usłyszałam szum wody spod prysznica, co oznaczało, że Vilu postanowiła się wykąpać, a mnie pozostawić na pastwę losu z własnymi przemyśleniami.
Szybciutko napisałam esemesa do siostruni, z pytaniem, co robi jutro. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź od niej. „Spotykam się z najlepszą siostrą-przyjaciółką, Ludmiłą, a czemu pytasz?”.
Uśmiechnęłam się do siebie, chowając telefon do kieszeni spodni, akurat w chwili, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Cześć Lu, nie przeszkadzam?
- Nie, jasne, że nie, wejdź – wpuściłam Rugge do środka. - Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki, jest już późno i właściwie miałem się kłaść, ale poczułem, że muszę z tobą porozmawiać – przysiadł na sofie.
Usiadłam obok, lekko zagryzając dolną wargę. Serce biło mi chyba pięćset razy na sekundę, pod wątrobą latały motyle wielkości pięść, a w buzi zrobiła się dziwnie słodko. Dłonie trzęsły mi się z nerwów. Nie był zbyt poważny, ani rozbawiony, czy złośliwy, mówił, tonem, takim, jakim zawsze, ale coś w środku mnie sprawiało, że nie mogłam się uspokoić.
- Co się stało? - starałam się udawać, że wszystko jest w porządku.
- Chciałbym zadać ci jedno pytanie. Dzisiaj Francesca też cię o to zapytała, ale nie odpowiedziałaś – patrzył mi prosto w oczy. - Czy ja ci się podobam?
Przełknęłam ślinę, oddychałam ciężko, a moja warga już krwawiła od nadmiernego wbijania w nią zębów.
- Nie rób sobie krzywdy – chłopak przejechał kciukiem po moich ustach.
- Rugge, ja... ja nie wiem co ci odpowiedzieć – wyjąkałam, unikając jego wzroku.
- Najlepiej prawdę.
– T-tak...podobasz mi się – odruchowo złapałam się za łokcie, spuściłam głowę i ułożyłam wargi w wąski klinek.
Coś, jakby uleciało ze mnie, poczułam się lżej, jakby ktoś ściągnął ze mnie wielki ciężar. Ciarki przeszły przez moje plecy. Przez chwilę poczułam się naprawdę bardzo nieswojo, ale nie musiało minąć długo, bym odzyskała odwagę i szczerze przyznała, patrząc prosto w jego źrenice, że jestem w nim zakochana. Być może to dziwne, że znamy się tak niewiele czasu, a ja czuję, jakbyśmy poznali się wieli temu.
- Ludmiła, bo ja też się w tobie zakochałem, już dawno temu – szepnął.
Nie bardzo rozumiałam co chciał przez to powiedzieć, ale zrozumiałam tyle, że ja również znaczę dla niego coś więcej.
- Nie chcę zepsuć tego co mamy. W twoim towarzystwie czuję się świetnie, nie możemy pozwolić, żeby to co zbudowaliśmy się rozwaliło... a mimo to, chciałbym spróbować być dla ciebie kimś więcej – chwycił moją dłoń.
Czułam, jak kręci mi się w głowie. Nie byłam pewna, czy powinnam się zgodzić, czy to aby na pewno dobre, czy może jednak lepiej byłoby dać sobie spokój.
Gdzieś w głowie, ciągle kłębiły mi się słowa wypowiedziane dawno temu przez Fede.
„Prawdziwie szczęśliwym możesz stać się tylko przez miłość, nikt nie da ci tyle, co osoba, która cię kocha, życia jest zbyt krótkie na zastanawianie się nad podejmowaniem decyzji. Najlepiej jest działać impulsywnie”.
Przepraszam Cię, Federico.- Ja też chcę spróbować – wyznałam.
I nawet nie spostrzegłam się kiedy, dystans pomiędzy naszymi twarzami zaczął zmniejszać się znacznie. Chłopak ułożył dłoń na moim policzku i przechylając głowę niepewnie musnął moje usta swoimi ciepłymi, aksamitnymi wargami.
~
Witajcie moje słoneczka!
Mamy Fedemiłę, nie, wróć, Ruggmiłę, heh <3
Szcze mówiąc, to bardzo krótki ten rozdział, ale nawet nie najgorszy.
Czekam na Wasze opinie :***
Kocham Was mocno.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Capitulo IV



Nieśmiało zapukałam w drzwi „mieszkania” chłopców. Stłumione „proszę” odbiło się od ściany. Weszłam do środka, uśmiechając się lekko.
- Ruggero? Leon? - zapytałam, opierając się o framugę małego saloniku.
- Hej Ludmi – Verdas wstał, uścisnął mnie i wyszedł, śmiem przypuszczać, że do Vilu.
- No hej – powiedziałam, choć doskonale zdałam sobie sprawę, że jest już na tyle daleko, że nie będzie w stanie mnie usłyszeć. Usiadłam na sofie, obok mojego partnera do tańca.
- Co tam? - zapytał, patrząc na mnie.
- Dobrze, wszystko dobrze. Rozmawiałam z przyjaciółką – wyznałam, wbijając wzrok w czubki swoich pantofelek. - Za jakieś dwie godziny będzie tutaj, w Buenos Aires, bo dostała propozycję nauki w szkole artystycznej, niedaleko stąd. Myślę, że się polubicie, Francesca jest świetną osobą.
- Fajnie – posłał mi swój śliczny uśmiech. - Mam nadzieję, że zaprosisz ją do siebie, żeby mogła odpocząć po podróży... A teraz poćwiczymy?
Skinęłam głową, a chłopak złapał mnie za rękę. Przeszedł mnie bardzo dziwny, ale znajomy dreszczyk. Zaczął obracać mną zwinnie, przerzucać przez ramię i unosić w powietrzu. Mieliśmy rozpocząć jakiś ważny turniej tańca towarzyskiego, a moja nowa przyjaciółka, wraz z kumplem Ruggiego mieli go zakończyć. Nie braliśmy udziału w całym konkursie, ale reprezentowaliśmy szkołę. To chyba coś znaczy. Jesteśmy dobrzy, serio. Przycisnął mnie do siebie, podtrzymując nasze ramiona w ramie. Patrzyłam w jego piękne oczy, zatapiając się w morzu gorzkiej czekolady.
Godzinę potem siedziałam na lotnisku, czekając na Fran. Miałam zabrać ją do siebie, na obiad, a potem pokazać okolicę, zanim trafi do swojego internatu.
Kiedy tylko zobaczyłam czarnowłosą w tłumie ludzi, zerwałam się z miejsca i podbiegłam do niej. Przytuliłam dziewczynę najmocniej jak umiałam.
- Ej, ej, ej! - pisnęła. - Udusisz mnie, Luśka.
Śmiejąc się, wypuściłam ją z objęć. Ona tylko popatrzyła na mnie badawczo, po czym uniosła kąciki ust prawie do uszu.
- Zakochałaś się – stwierdziła.
- C-co? W-wcale nie... - poczułam, jak moją twarz oblewa rumieniec. Czy to możliwe, że Rugg skradł moje serce? W sumie to jest kochany, zabawny, opiekuńczy, troskliwy, potrafi mnie pocieszyć i znaleźliśmy wspólny język, więc... więc może... - Nie wiem, chyba nie – zagryzłam wargi, nerwowo skubiąc końcówki włosów.
- Ludmiła, nie blefuj, znam cię zbyt dobrze – szturchnęła mnie w ramię. - Denerwujesz się, więc jest pewne, że masz kogoś na oku, no gadaj, kto to taki?
- Poznasz go dzisiaj – odwróciłam wzrok.
Chwyciłam za rączkę jej walizki po czym bez słowa ruszyłam przed siebie. Zastanawiałam się nad tym, co Francesca uświadomiła mi, przylatując tu z Rzymu. Czy musiała pokonać aż taki kawał drogi, żebym zrozumiała, że Ruggero stał się dla mnie kimś więcej niż zwykłym znajomym?
Miałam w głowie zupełny mętlik. W Argentynie mieszkam około miesiąca, a taki czas wystarczył, bym zobaczyła jak bardzo można zmienić swój tok myślenia, nastawienie do życia, ludzi i wszystkiego innego. Żebym poznała smak szczęścia?
- Ja nie mogę, co się z tobą stało? - Fran dogoniła mnie, zrównując ze mną krok. - To, że jesteś taka nieobecna, to norma, ale takiego szczęścia w twoich oczach i entuzjazmu wypisanego na twarzy, to ja nie widziałam bardzo dawno. Nie wiem, co zrobili z tobą twoi nowi znajomi, ale chyba będę musiała im podziękować.
Udałam, że nie słyszę jej uwag, mimo iż wiedziałam, że ma całkowitą rację. Otworzyłam przed dziewczyną drzwi taksówki, pozwalając jej wejść pierwszej. Wsadziłam bagaż do tyłu, a sama opadłam na jedno z siedzeń.
- Dziękuję – szepnęłam.
- Za co? - nie widziałam jej, bo miałam zamknięte oczy, ale jestem niemalże pewna, że zmarszczyła brwi i przyglądała mi się bacznie.
- Za to, że potrafiłaś dać mi porządnego kopa, kiedy tego potrzebowałam.
- Zawsze do usług – zaśmiała się moja przyjaciółka.

Wysiadłyśmy przed budynkiem należącym do mojej szkoły, to właśnie w nim mieściły się wszystkie nasze małe mieszkanka. Przed głównymi drzwiami stała Violetta, czekając na nas. Kiedy tylko powiedziałam jej o przyjeździe Frani, momentalnie nakręciła się na nową znajomość.
- Siostruś, poznaj Vilu, Violu, to moja Fran – przedstawiłam je sobie, wręczając czarnowłosej jej walizkę, z którą nie miałam zamiaru dłużej się męczyć.
- Miło mi cię poznać – uśmiechnęła się szatynka, podając drugiej dłoń. - Ludmi wiele mi o tobie opowiadała.
- Za to o tobie nic nie mówiła – Włoszka udała oburzoną. - Ale to nic dziwnego, nie miała okazji. Pewnie wiesz, że troszkę się pokłóciłyśmy i dopiero wczoraj się skontaktowałyśmy.
- Tak, Lu mi mówiła.
Zaczęły rozmawiać ze sobą, jakby znały się co najmniej od zawsze. A co w tym wszystkim było najśmieszniejsze, zupełnie nie zwracały na mnie uwagi. I tak się akurat złożyło, że Rugg wychodził z apartamentowca, więc po kryjomu zwinęłam się stamtąd razem z nim.
- To ta twoja koleżanka? -zapytał, rozbawiony.
- Tak, to ona – przytaknęłam, odwracając się.
Obie dziewczyny szły za nami, ciągle paplając beztrosko. Z naprzeciwka natomiast szedł Leon z dwojgiem do tej pory nie znanych mi chłopaków.
- Rugg, kto to? - zapytałam, skinięciem głowy wskazując na nich.
- Ten po prawej to Diego, a po lewej, to Marco. Może nie wygląda, ale są bliźniakami. Tyle, że dwujajowymi. Studiują w akademii sztuk pięknych.
- Tam gdzie Fran – wyrwało mi się bezwiednie.
- Co ja? - zapytała, niespodziewanie zachodząc mnie od tyłu.
- Boże, przestraszyłaś mnie, idiotko – warknęłam, zerkając na mojego towarzysza. Widziałam, że z trudem powstrzymywał się od śmiechu. - A tak w ogóle, to to jest Ruggero – powiedziałam beznamiętnie, wpatrując się w ziemię.
- To on ci się podoba? Czy to jakiś inny? - zapytała tak, jakby Rugge wcale nie szedł obok nas.
- Fran, proszę – szepnęłam błagalnie. - Wybacz jej, że majaczy, dziewczyna chyba się czegoś w tym samolocie nawdychała – zwróciłam się do przyjaciela.
On tylko przytaknął, śmiejąc się słodko. Nagle jak spod ziemi pojawiła się Violetta, a zaraz za nią Leo, Marco i Diego.
- Cześć wam – przywitał się prawie chłopak mojej współlokatorki.
Tak, prawie chłopak, bo Viola ciągle pracuje nad tym, jak go w sobie rozkochać. To widać na kilometr, że Meksykanin po prostu za nią szaleje, ale nie, ona uważa swoje. Ruggi mówił mi, że Verdas do tej pory nie zwracał zbytnio uwagi na Violę, nawet nie znał jej imienia, a znali się od połowy gimnazjum, kiedy to ona przeprowadziła się do BA wraz z ojcem. Nie rozumiem też zbyt bardzo, czemu mieszka w akademiku, skoro ma dom nie tak daleko. Któregoś weekendu zaprosiła mnie do siebie. Spacerkiem to około dwie godziny drogi. No może nie tak całkiem blisko, ale jednak bliżej niż z Ravenny, Rimini, czy chociażby mojego Rzymu.
- Siemasz – posłałam mu delikatny uśmiech.
- On? - Fran wyszczerzyła swoje białe ząbki w uśmiechu.
- Francesca! - krzyknęłam, nie wytrzymując.
- Oj dobra, już nic nie mówię – wywróciła oczami.
Westchnęłam cicho, poirytowana, ale za to całe towarzystwo miało powód do śmiechu.
~
Hola!
Tak oto wygląda rozdział 4. Przyznam, że nawet mi się podoba. Naszła mnie nagła wena podczas którejś z ostatnich nocy ^^
Co o tym myślicie? 
Buziaki, perełeczki i do następnego :*  

czwartek, 4 czerwca 2015

Capitulo III



-Ludmiła i Ruggero - głos dyrektorki rozniósł się po sali.
Wybiegłam z pomieszczenia, przeciskając się przez tłum osób, stanęłam przed lustrem w szkolnej toalecie. Moja twarz przybrała kolor pergaminu, usta drżały, a oczy, szeroko otwarte, błyszczały od stojących w nich łez.
- To.. nie może być prawdą - szepnęłam do siebie, opierając się o zlew.
- Chyba jednak tak - usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam głowę w stronę drzwi. Rugge stał oparty o framugę i przyglądał mi się. - Aż tak bardzo mnie nie lubisz?
- Nie w tym rzecz - pokiwałam głową na nie.
- A więc w czym?
- To zbyt skąplikowane, byś mógł to pojąć - odwróciłam wzrok, nie mogłam znieść widoku jego twarzy, tak bardzo podobnej do Federico.
- Dobrze, ale chcesz czy, nie Ludmi, musimy wykonać zadanie - rozłożył ramiona, a ja bez nawet chwili namysły wpadłam w nie i płakałam, mocząc mu koszulnkę. - Już dobrze - odezwał się znów.
- Nie, nie jest dobrze i nigdy nie będzie, Ruggi - kurczowo się go trzymałam.
To okropne, jak podświadomie pragnę bliskości, jak tęsknię za kimś, komu mogłabym zaufać, tak bezgranicznie.
- Przoszę cię, nie zostawiaj mnie - sama się sobie zdziwiłam...
On ma na mnie dziwny wpływ. Czuję się taka bezpieczna, taka kochana. Obejmował mnie, a ja wiedziałam, że mimo iż nie znam go długo, jest dla mnie kimś bardzo ważnym, pomaga mi, chce dla mnie dobrze.
- Nie martw się, będę zawsze.
- Każdy tak mówi.
- Ale ja nie jestem każdy i nie mów do mnie wszyscy - oddalił mnie od siebie na odległość ramion i spojrzał mi w oczy.
Zagryzłam wargę, nie mogłam wytrzymać tego spojrzenia, prawie identycznego do Fede. Taki kolor, blask, ta sama twarz odbijająca się w nich.
- Dziękuję - szepnęłam, bo na nic więcej nie było mnie stać...i..
..i tak właśnie. Wczorajszy dzień był bardzo dziwny. Nie wiem czemu kierowałam się sercem, które ciągnęło w stronę Ruggero, nie powinnam go słuchać, bo to rozum jest dobrym doradcą.
Bądź co bądź, wylądowałam w pokoju chłopaków, bo Violetta, która miała przygotować pokaz z Leonem uparła się, że zostanie u nas. Wiem,że zrobiła to specjalnie i dla mojego dobra. Jest świadoma, że będąc w swoim stałym miejscu nie potrafię nie myśleć o przeszłości. Jest kochana, ale tym razem mogłaby odpuścić.
- Ej, Lu, mówię do ciebie - Rugg właśnie machnął mi dłonią przed twarzą, a ja momentalnie powróciłam na ziemię.
- Słucham cię, przecież - uśmiechnęłam się do niego.
Uniósł brwi i popatrzył na mnie pobłażliwie, po czym zaśmiał się usiadł obok mnie.
- Dobrze, może nie do końca - przyznałam, spoglądając na niego.
Właściwie, to można powiedzieć, że ma na mnie całkiem dobry wpływ.
- Ludmi, mogę o coś zapytać? - dotknął delikatnie mojej dłoni, a mnie, sama nie wiem czemu, przeszedł przyjemny dreszcz. Przytaknęłam, czekając na stwierdzenie zakończone pytajnikiem. - Co byś zrobiła, gdyby osoba, którą kochasz okłamałaby cię?
Po dwuch tygodniach spędzonych z Ruggim i poznaniu go dobrze, wiem, że zazwyczaj nie pyta o takie rzeczy. Jest wesoły, optymistycznie nastawiony do świata i ma odsesja na punkcie swojej grzwki a'la młody Justin Bieber.
- Nie wiem - staram się unikać jego wzroku, zdezorientowana. - Wydaje mi się, że to zależy od rodzaju tego kłamstwa. Jeżeli mocno by mnie zranił, nie wiem, czy byłabym w stanie to wybaczyć. Ale z drugiej strony, przecież miłość... nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego.
- Nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli z prawdą, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma - dokończył za mnie, wpatrując się w moje tęczówki.
- Tak, właśnie - uniosłam końciki ust mimowolnie, po raz pierwszy od bardzo dawna.
Czułam się dziwnie, jakby coś w środku unosiło mnie na skrzydłach, jakby pod wątrobą dreptało stado mrówek i jakby serce chciało wyskoczyć z piersi.
- To....ja ten...no chyba już pójdę - wymamrotałam, wstając. - Widzimy się jutro na prawie ostatniej próbie do występu, dobrze? - zagadnęłam, gdy byłam już przy drzwiach. - Dziękuję, Ruggero.
- To ja ci dziękuję - powiedział cicho, po czym pozwolił mi odejść.
Wiedziałam, że Vilu i Leoś mają razem próbę, więc nie chcąc im przeszkadzać, wysłam do miasta na mały spacer.Potrzebowałam samotności, chwili, by móc przeanalizować to, co właściwie się stało.
~
Hi!
Dzisiaj tak krótko :<
Ale niedługo Fedemila ♥
Co tam u Was? Jak Wam się podoba rozdział?
Kocham Was bardzo ♥

niedziela, 24 maja 2015

Capitulo II



Życie w akademiku stało się straszną rutyną. Chociaż... chyba trudno to ocenić po trzech dniach mieszkaniua tutaj.
Ale cóż, każda doba wyglądała, przynajmniej do tej pory, identycznie. Wstaję rano, idę na zajęcia z teorii tańca, śpiewu, gry, wracam, ćwiczę troszkę i idę spać.
Dziś, na szczęści ma się coś dziać. Od wczoraj wszyscy rozmawiają o jakimś tajemniczym projekcie. Nawet odwołali nam poranne lekcje, co pozytywnie mnie zaskoczyło.
Razem z Vilu wybrałyśmy się do kafejki niedaleko szkoły. Zawsze jest w niej pełno uczniów, panuje tam bardzo przyjazna atmosfera. Praktycznie codziennie organizują wieczorki karaoke. Ludzi chętnie odwiedzają 'Restó'.
I tego razu nie stroniło od roześmianych twarzyczek. Usiadłyśmy przy ladzie, na wysokich krzesłach barowych i złożyłyśmy zamówienie. Mojej koleżance zadzwonił telefon, a że przez szum, który panował, nie mogła absolutni nic usłyszeć, została zmuszona do wyjścia.
Zostałam sama, bawiąca się słomką w kubku. Niespodziwanie poczułam uderzenie z tyłu głowy. Zachwiałam się lekko, odwróciłam twarz, by zobaczyć co się stało, ale nie byłam w stanie utrzymaś równowagi i niechybnie spadłam z wysokiego krzesła, do tyłu. Zamknęłam oczy, bojąc się zetknięcia z ziemią, do którego w sumie nie doszło, bo ktoś złapał mnie. Czułam na swoich plecach i ramionach silne ręce. Powoli odemknęłam powieki  i zobaczyłam tego samego bruneta, na którego wpadłam i który, razem z Leonem ma pokój obok nas.
Jego włosy opadały na czoło, idealnie ułożone, jak zawsze zresztą, słodki, leciusi uśmiech rozświatlał jego twarz. Starałam się nie patrzeć w te piękne, czekoladowe oczy, ale nie dałam rady.
- P- przepraszm? - wyjąkałam po chwili.
On, jakby ocknął się i rozluźnił uścisk, pozwalając mi wstać.
- To ja przepraszam, że dostałaś moją piłką - powiedział w miarę cicho, jak na ten hałas.
- Nic się nie stało, znaczy...y.. stało, ale wybaczam - zaśmiałam się nerwowo.
Kiedy ten chłopak był w pobliżu, zaczynałam czuć się dziwnie, tak bardzo nieswojo, a zarazem bezpiecznie.
- Trochę tu głośno, nie sądzisz? - zapytał, opierając się o ladę.
- Jakbyś czytał mi w myślach, wiesz ja wychodzę - odezwałam się, nie patrząc wcale w jego stronę. Wyjęłam z kieszeni pięć dolarów, dałam je sprzedawcy i tak jak zapowiedziałam, opuściłam lokal.
Świerz powietrze dobrze mi zrobiło, tam było dla mnie za duszno.
- Ej, czekaj - usłyszałam za sobą.
Zagryzłam wargi, czy on nie mógłby dać mi spokoju? Do złudzenia przypominał mi Federico, a nie chciałam tego. Myślenie o Fede, o tym jak go kochałam, jak nienawidziłam i jak bardzo zmieniło się życie po jego śmierci, sprawia, że chce mi się płakać.
- Co takiego? - odwróciłam się, uśmiechając sztucznie.
Zawsze sztucznie, na mojej buzi, szczery uśmiech, ostatnni raz pojawił się gdy Feduś żył, gdy dręczyłam go, psując jego wszystkie plany moim parszywym zachowaniem... Żałuję, że tak robiłam. Może gdybym tego wieczora nie nakłamała mu w żywe oczy, nie byłoby tego wypadku...
Na samą myś, łzy pojawiły się w moich oczach.
- Stało się coś? - zmarszczył brwi, patrząc na mnie.
- Nie, nic, tylko coś mi się przypomniało, ale to nie ważne - nie ważne, tak bardzo ciężko było mi kłamać. Było ważne i to cholernie bardzo, ale przecież nie będę się żalić bylekomu. Tylko Frania wie o wszystkim co się u mnie dzieje, o tym, co czuję, co myślę, co robię. - A tak w ogóle, to jak mam do ciebie mówić?
- No tak, nie było czasu dobrze się poznać - potarł kark. - Jestem Ruggero. A ty to...?
- Ludmiła - podałam mu dłoń. - Pójdę już, spieszęsię trochę, przeprasza.
Odwróciłam się i pospiesznie odeszłam.
Kłamstwa, wszędzie, wszyscy kłamią, są fałszywi, nikomu nie można ufać.
Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do mojej siostrzyczki.
- Hej kochanie - usłyszałam jej melodyjny głos po drugiej stronie połączenie.
- Czesć - odezwałam się słabo, pociągając nosem.
- Płaczesz - stwierdziła sucho, po czym westchnęła - Znów myślałaś o Federico, prawda, Lu?
-Fran, nie umiem nie myśleć - jęknęłam żałośnie, skręcając w jedną z uliczek.
Odwróciłam się za siebie i spojrzałam na Rugge, który powoli znikał mi z oczu, bo skręcił w przeciwnym kierunku.
- Kochałam go - szepnęłam.
- Proszę, przestań, Lud. On już nie wróci. Umarł, zrozum to, nie odzyskasz go już nigdy więcej, pogódź się z tym wreszcie.
- Mówisz jak moja matka - po moich polikach znów zaczęły spływać gożkie łezki. Nie mogłam w to uwierzyć. Fancesca zawsze była przy mnie, pocieszała i pomagała, a teraz traktowała mnie strasznie.
- Może ona ma rację. Nie myślałaś o tym nigdy? - zapytała, jakby z wyrzutm w głosie.
- Dobra, wiesz, chyba nie mam ochoty na dalszą rozmowę, cześć - bez nawet słowa więcej, nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się.
Nikt mnie nie rozumie, nikogo nie obchodzę, to straszne, okropne.
Nie chcę, żeby tak było.
Marzę, żeby zapomnieć o tym, co się wtedy zdarzyło, o herezjach, które doprowadziły do tego potwornego wydarzenia.
- Osiemnasty października, rok dwa tysiące trzynaście... - zagryzłam wargę, dokładnie i wyraźnie wypowiadając ów datę.
Przejechałam opuszkami po mokrych policzkach.
Gdy tylko znalazłam się w naszym pokoju, rzuciłam się na łóżko, zanosząc od płaczu.
Narzuciłam na siebie koc, po sam czubek głowy i łkałam, aż ktoś mi nie przerwał.
- Ludmi, co się dzieje? - kojący głos Violetty rozniósł się po pomieszczeniu. - Jest ok?
- Nic nie jest ok - odkryłam się i popatrzyłam na nią.
- Ej, słonko, co jest? - złapała moje ręce. Całkiem jak Fran.
-  Wszytko, Viola - oparłam się o jej ramie i moczyłam jej koszulkę swoimi łzami. - Mogę ci zaufać?
- Oczywiście, że możesz.
- Wszystko zaczęło się, kiedy poznałam Federico. Mięliśmy wtedy po osiem lat. Ja przeprowadziłam się do Rzymu, z Neapolu  po rozwodzie rodziców. Mieszkał dom obok. Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Uwielbialiśmy swoje towarzystwo. Chodziliśmy razem do szkoły, mówiliśmy sobie wszystko, nie rozstawaliśmy się. Byliśmy jak rodzone rodzeństwo. Najlepsi na świecie, wiesz? Ale kiedy byliśmy troszkę starsi, tak w ostatniej klasie podstawówki, zrozumiałam, że znaczy dla mnie coś więcej. Nie chciałam nic niszczyć, a poza tym bałam się, że ja nic dla niego nie znaczę... Więc postanowiłam się od niego odsunąć. I chyba miał mi to za złe, bo gdzieś w połowie pierwszej klasy gimnazjum okazywał mi nienawiść. Nawet nie miał pojęcia jak bardzo ranił mnie każdym słowem. Poznałam Francescę, której zwierzyłam się i od tamtej pory byłyśmy przyjaciółkami... a między mną i Fede działo się juz tylko gorzej. Wyzywaliśmy się, robiliśmy sobie na złość, dokuczaliśmy sobie, ale mnie za każdym razem, kiedy miałam wyznać jak bardzo go nie lubię, jak okropnym jest człowiekiem, bolało serce, bo przecież ciągle bardzo go kochałam. I któregoś letniego wieczora, kiedy przyszedł do mnie, by porozmawiać, nie dałam mu dojść do słowa. Nawet więcej, powiedziałam, że jest idiotą, że nie chcę go znać, że żałuję, że kiedykolwiek pojawił się w moim życiu, bo tylko je zniszczył. Potem, kiedy uświadomiłam sobie co zrobiłam, poszłam na tor motocrosowy, gdzie trenował. A wtedy... - usta zaczęły mi drżeć - uderzył w drzewo... Podbiegłam do niego, płakałam, trzymając ciało chłopaka, mówiłam, jak bardzo go kocham, ale on nie mógł mnie usłyszeć. Następnego dnia jego matka zadzwoniła do mnie z wiadomością, że nie żyje. Zamknęłam się w sobie, nie mogłam pozbyć się poczucia winy, cięłam się i cierpiąc, chciałam umrzeć. Ledwo z tego wyszłam, a  mimo tego, nie mogę przystać myśleć o tamtym dniu. Każdego dnia budzę się w nocy, bo śni mi się, w dodatku Ruggero, kumpel Leona bardzo mi go przypomina. I dzisiaj pokłóciłam się z Fran.
- Będzie dobrze, obiecuję - szepnęła, głaskając mnie po plecach.
Ale ja wiedziałam, że nie będzie. Nigdy, nie może.
Usłyszałam cichy szelest i odgłosy stawianych kroków na korytarzu, a zaraz potem zatrzaśniącie drzwi, jednak nie obchodziło mnie, czy ktoś nas słyszał, w tamtej chwili chciałam tylko spać. Usnąć snem wiecznym....
~
Cześć Wam!
Jest rozdział drugi, jednak ja nie jestem z niego zadowolona.
Hah, pewnie się domyślacie o co chodzi z Ruggero i Federico, hah.
Ja muszę już uciekać,
kocham Was,
Wercia :*

wtorek, 12 maja 2015

Capitulo I




Sama, zawsze sama, nie ważne, gdzie bym była, jedynym towarzyszem jest samotność.
Szorstką dłonią ścieram łzy z policzków.
Nie mogę płakać w takim dniu, nie teraz i nie tu.
Buenos Aires to naprawdę piękne miasto, pewnie są tu piękni ludzie, o pięknych duszach. Wszystko musi być piękne. Piękne, piękne, piękne... Nie, nie wiem kogo chciałam oszukać, nic już nigdy nie będzie mieć uroku i wdzięku. Mój świat do końca pozostanie szary...
Dziś dzień przesłuchań, do nowej szkoły tanecznej. Właściwie, taneczno muzycznej. Francesca uważa, że taniec jest moją dobrą stroną, ja sama, nie umiem tego ocenić. W środku wierzę, że mam talent i kocham to robić, bo wtedy chociaż na troszkę zapominam o otaczającej mnie rzeczywistości. Ale... widzę też wiele błędów, które popełniam.
W szatni było bardzo dużo dziewczyn. Wszystkie śmiały się i rozmawiały wesoło. Były w moim wieku, tak mniej więcej, więc trudno się dziwić, one, w przeciwieństwie do mnie, nie zdążyły poznać okrucieństwa tego świata.
Przebrałam się szybko w czarne leginsy i top, odkrywający mój płaski brzuch. Włosy związałam w wysokiego kucyka, a pasemko, które zawsze spada mi na oczy, przypięłam spinką na skroni. Po chwili zdałam sobie sprawę, że jestem całkiem sama w pomieszczeniu. Wsunęłam na nogi baletki i chwytając butelkę wody pobiegłam za tłumem nastolatek.
Oczywiście, mój wrodzony pech musiał dać o sobie znać, bo nie patrząc przed siebie, wpadłam a dość wysokiego bruneta i przewróciłam się.
- O jeju, bardzo pana przepraszam - odezwałam się ze skruchą w głosie. - Jest ze mnie straszna niezdara - westchnęłam.
- Nic się nie stało - pomógł mi wstać.- Jeśli jest pani na przesłuchanie, to proszę sie pospieszyć - odezwał się melodyjnie.
Pogiwałam głową i odeszłam pospiesznie.
Mogłabym przysiądz, że skądś go znam, pytanie tylko skąd. Niestety, nie miałam teraz czasu o tym myśleć.
Eliminacje polegały na czymś absurdalnie, a mianowicie, wszystkie kandydatki do ów świetnej szkoły miały ustawić się w kilku rzędach. Z przodu, na podeście stała instruktorka. Tydzień przedtem na pocztę przysłano nam układy, które dziś będziemy tańczyć. Wszystkie, w grupie, prawie jak maraton, dajmy na to, zumby, chodź tu choreografie będą sięgać rozmaitych dziedzin.
Oceniający, którzy są gdzieś wśród nas, a my nawet nie wiemy gdzie, potem będą nas oceniać.
Odstawiłam picie na ławeczkę przy ścianie i ustawiłam się w jednym z rzędów. Trafiłam na czas, jeszcze minutka spóźnienia, a mogłabym zostać zdyskwalifikowana.
Dawałam z siebie wszystko, myślałam tylko o krokach, skupiałam się na muzyce i czułam, jak oddaje się cała temu, co robię.
Ani razu nie pomyliłam kroków, ani nie wypadłam z rytmu, byłam bardzo, bardzo zadowolona.
Gdy dostałyśmy chwilę przerwy, poszłam się napić. Znajdowałam się wśród samych dziewczyn, co nie do końca mi odpowiadało.
Usiadłam gdzieś w rogu, sama. Sama, zawsze sama.
- Cześć - odezwał się ktoś.
Uniosłam głowę ii zobaczyć mogłam szczuplutką brunetkę, uśmiechającą się do mnie. Wyglądała na sympatyczną. To tylko pozory.
- Hej - powiedziałam niepewnie.
- Jestem Violetta - przysiadła się do mnie. - A ty?
- Ludmiła - podałam jej rękę. - Miło mi poznać.
- Ludmi, jeden z chłopców, który tam stoi - wskazała na otwarte drzwi - ciągle się na ciebie patrzy. Chyba mu się podobasz.
Powiodłam tam wzrokiem. Ten brunet, na którego wpadłam, opierał się o framugę, rozmawiając z innym.
Oni mieli tańczyć w sali obok. Tu wszystko było idealnie zaplanowane. Starałam się przypatrzeć mu uważnie, niestety tym razem słabe światło i znaczna odległość nie pozwoliły mi na to.
- Nie, chyba przesadzasz - poczułam, jak na moją twarz wstępuje rumieniec.
- Wcale nie. Nie wiem kim jest, ale ten drugi to Leon. On bardzo mi się podoba, chodziliśmy razem do klasy w poprzedniej szkole - uśmiechnęła się.
- Dziewczęta, zapraszam na parkiet - nagle rozległ się głos prowadzącej.
Niechętnie wstałam z miejsca i powróciłam na swoje miejsce.
Trochę się rozluźniło, bo kilka osób zdążyło już zrezygnować. Wzięłam głęboki wdech. Przymknęłam powieki, by troszkę się odstresować, ale myśli, że On patrzy na mnie nie dawało mi spokoju.
Podczas wykonywania efektownych ruchów, które wykułam na pamięć i wyuczyłam do perfekcji, zerkałam co jakiś czas na niego. Viola miała rację, patrzył na mnie.
W końcu, na szczęście, zniknął, bo pewnie i im skończyła się przerwa.

Zmęczona, ale jednak zadowolona z siebie, wróciłam do szatni wraz ze wszystkimi. Rozmawiałam z Violettą, o tym jak jej poszło. Nie chciałam zawiązywać głębokich znajomości. Z natury jestem zbyt nieufna.
Przebrałam się szybko w moją jedwabną, lekką sukienkę w kolorze lawendy i wyszłam szybko. Nie chciałam na nikogo wpadać, a zwłaszcza nie na tego chłopaka.
Została godzina do ogłoszenia listy przyjętych uczniów, podczas której zwiedziłam szkołę. Ach, te dni otwarte.
Ludzie w tym miejscu wydali się naprawdę życzliwi, ale ja nie potrafię obdarzyć ich sympatią. Zbyt wiele ran zadali mi już inni, którzy niepotrzebnie znaleźli sobie miejsce moim sercu.
Nawet się nie spostrzegłam, gdy podszedł do mnie On.
- Cześć? - odezwał się.
Zagryzłam nerwowo dolną wargę, po czym odwróciłam się, niepewnie skubiąc końcówki włosów.
- Znam cię - zmarszczyłam czoło.
- Tak, wpadłaś dziś na mnie - uśmiechnął się uroczo.
- Nie... - pokiwałam głową. - Znam cię, ale nie wie skąd - westchnęłam.
- Ej, Ludmi - podbiegła do nas Violetta. - Listy już są, chodź.
Znajoma pociągnęła mnie za rękę w stronę głównego korytarza. Ledwo za nią nadążałam i prawie zabiłam się, potykając o własne nogi,przepychając się przez tłum.
Przejechałam palcem wzdłuż długiej listy, by znaleźć swoje nazwisko.
- O jeny! - usłyszałam pisk Vilu. - Dostałam się.
- Ja też 0 uśmiechnęłam się blado.
Wycofałam się kawałek, by móc usłyszeć własne myśli.
Wyjęłam telefon i pierwsze co zrobiłam, było wybranie numeru Fran.
- I co kochanie? - usłyszałam jej ciepły głos z Włoskim akcentem.
- Przeszłam.
- To super, słoneczko! - zawołała. - Szkoda, że nie mogę być z tobą, bo uściskałabym cię mocno.
- Też żałuję - posmutniałam troszkę, ale niezbyt wiele. - Perełko, muszę kończyć. Bardzo cię kocham, siostrzyczko, do potem.
Nie czekając na jej odpowiedź, rozłączyłam się. Castillo szła w moją stronę, widocznie uradowana.
Szkoda, że nie umiem cieszyć się z tego tak jak wszyscy inni. Najchętniej zamknęłabym się w pokoju i zaczęła płakać. Jak zawsze.
- Patrz, mamy razem pokój - pomachała mi kluczem przed twarzą.
Uroki internatu...
- Niestety zaraz obok chłopców - popatrzyła na mnie badawczo. - No dobrze, może nie niestety.
Starałam się nie okazywać tego, jak bardzo źle się czuję. Próbowałam pokazywać się jako wesoła osoba. Zazwyczaj się udawało, ale w dni takie jak ten, brakuje mi na to siły.
Kiedy tylko przekroczyłam próg naszego nowego wspólnego mieszkanka, razem z walizkami, które do tej poty przechowywane były w jakiejś specjalnie do tego przeznaczonej sztni, zamknęłam się w toalecie i zaczęłam płakać. Odkręciłam wodę pod prysznicem, pozwalając by ciepłe kropelki zmieszały się z moim łzami.
Taki płacz jest najgorszy. Pod prysznicem, lub w łóżku, kiedy ukrywamy przed całym światem nasz ból.

~
Cześć moje perełki, mamy już rozdział pierwszy.
Prezentuje się raczej nie najgorzej, długością nie grzeszy, ale pisało mi się go dobrze, mam nadzieję, że tak samo się Wam go czytało.
Kiedy znajdę czas, pojawi się drugi ♥
Dziękuję za zamówienia na OSy,  przyjmę wszystkie, które do tej pory zamówiliście, tyle, że zanim się pojawią, trochę minie.
Mam teraz trochę na głowie, w dodatku cały czerwiec nie będzie mnie w kraju, eh...
I jeszcze mój pierwszy, najukochańszy blog, muszę  o niego przecież dbać ;)
Także do następnego, mam nadzieję, że zostawicie po cobie ślad, Kocham Was bardzo,
Wercia.

poniedziałek, 4 maja 2015

Prolog



- Kocham Cię, Federico - szepcę delikatnie nad ciałem chłopaka. 
Z jego głowy sączy się krew, a twarz jest blada jak pergamin. 
- Proszę, nie umieraj - z moich oczu płyną łzy. 
Jest zbyt późno. Odszedł bezpowrotnie, a ja nie zdążyłam powiedzieć mu, że jest dla mnie bardzo ważny. 

Budzę się, oddychając ciężko. Znów ten sam sen, 
Spoglądam w stronę okna, księżyc jest w pełni,  a na niebie nie ma nawet jednej chmurki. Dłonią przecieram mokre poliki.
- Jesteś taka głupia, Lu - wzdycham ciężko. 
Próbuję jeszcze usnąć, ale po dłuższym czasie, odpuszczam sobie. Sięgam po telefon, który leży na szafce obok mojego łóżka. 
  Dochodzi trzecia w nocy. Do rana leżę bezwiednie myśląc o sennej rutynie. 

- Kochanie, już czas na śniadanie! - nagle orientuję się, że mama wparowała do mojego pokoju. 
Wstaję, ostatni raz rozglądając się po pomieszczeniu. 
- Zaraz zejdę - mówię, lekko zachrypłym od płaczu głosem. 

Ubieram się, maluję, czeszę i wreszcie kieruję w stronę kuchni. Stoję w progu, dostrzegam, że przy stole siedzi już moja rodzicielka, moja kochana przyjaciółka, Fran i jej matka.  Coś staje mi w gardle, nie mogę wypowiedzieć nawet słowa. 
- Chyba nie sądziłaś, że puszczę Cię na drugi koniec świata bez pożegnania - czarnowłosa, zrywa się z miejsca, gdy mnie widzi. Bierze talerz kanapek i wraz ze mną udaje się do salonu.
- Śnił mi się - odzywam się cicho, gdy jesteśmy same. 
Ona smutno patrzy w moje oczy. Łapie moje ręce i ogląda nadgarstki, blizny po ranach, które już zdążyły się wygoić. 
- Nie da się cofnąć czasu, kochanie - przytula mnie. - Ten wypadek był już tak wiele lat temu... teraz musisz żyć tym, co jest. Proszę, leć do tego Buenos Aires i podbij serca ich wszystkich - uśmiecham się delikatnie na jej słowa. 

- Będzie mi cię cholernie brakować - Włoszka próbuje się nie rozpłakać, co bardzo wyraźnie widać. - Dzwoń do mnie codziennie. 
Kiwam głową, po czym podchodzę do mamy. Nie umiem nic powiedzieć, po prostu wpadam w jej ramiona i zaczynam rzewnie płakać. 
Nie poradzę sobie bez nich. Wiem, że będzie źle. 

Wsiadam do taksówki, machając im. Ciao mama, ciao Francesca, ciao Roma. 

~
No czeeeeeeeeść. 
Jeju, ja nie wiem, czy Wy coś rozumiecie xD Jeśli nie, to się nie dziwię, bo bardzo dziwnie to napisałam. Ale o to właśnie chodziło :D 
Misiaki, do zobaczenia w pierwszym rozdziale :* 
Koffam Was, 
Wercia ♥