sobota, 11 lipca 2015

Capitulo VI


To była ostatnia próba przed naszym występem. Czułam się dziwnie, wiedząc już co jest między nami, pomiędzy mną a Rugge.
On jest naprawdę kochaną osobą, wspaniałym chłopakiem. Codziennie rano, przed zajęciami przychodzi po mnie z różą, a po lekcjach zabiera na spacer, lody albo kawę, szepce mi słodkie słówka... Jesteśmy ze sobą już dwa tygodnie.
- Kochanie, już jestem – ucałowałam go w policzek, wchodząc do salonu mieszkania chłopców. - Leon mnie wpuścił, bo właśnie wychodził na próbę z Violettą.
- Dobrze, słoneczko, to jak, przećwiczymy parę razy nasz układ? - przytulił mnie od tyłu, ułożył głowę na moim ramieniu i bujał nami delikatnie. - A potem pójdziemy na spacer, do parku – mruknął mi do ucha.
- Mhm – przytaknęłam.- A... a może moglibyśmy zmienić tę kolejność?
- Jeśli tylko chcesz – uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę w kierunku wyjścia.
Spacerowaliśmy alejkami, pośród drzew, które rzucały cienie na nasze ciała, wiatr muskał nasze twarze a promienie słońca, które gdzieniegdzie przedostawały się przez liście, rozrzucały radość. Czułam się zwyczajnie szczęśliwa. To takie piękne uczucie.
Do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka komórki mojego chłopaka.
- Przepraszam cię na chwilę – spojrzał na wyświetlacz i odszedł ode mnie kilka kroków. Ściszył głos o pół tonu, więc nie mogłam go usłyszeć. Odwróciłam się w kierunku jednej z białych ławek i tak się jakoś złożyło, że zobaczyłam moją czarnowłosą przyjaciółkę stojącą za jednym z drzew. Chciałam podejść bliżej, ale zobaczyłam, że rozmawia z kimś przez telefon.
Zaczaiłam się trochę i choć może niezbyt ładnie jest podsłuchiwać, starałam się wychwycić jej słowa.
- Ale ty ją tylko krzywdzisz – syknęła Włoszka. - Skoro ja byłam w stanie poznać cię i dociec całej historii, ona też da sobie radę. Jesteś żałosny. Zobaczysz, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Kłamstwo ma krótkie nogi, Federico, a Ludmiła nie jest głupia.
Rozłączyła się i energicznym ruchem wrzuciła komórkę do torebki. Odwróciła się na pięcie, zobaczyła mnie i zamarła.
- Francesca... o czym tu mówisz? - zapytałam niepewnie.
Miałam wrażenie, że powinnam wiedzieć o czymś, o czym nie mam pojęcia. Czułam, że łzy zbierają mi się pod powiekami, bo Fran miała przede mną jakąś tajemnicę.
- Lu, kochanie – Rugge nagle pojawił się obok. - Francesca, powiedziałaś jej? - popatrzył na nią, przestraszonym wzrokiem.
- O co w tym wszystkim chodzi?! - krzyknęłam przez łzy, które już ciekły po moich policzkach.
Żadne z nich nie odpowiedziało mi na pytanie. Moje serce rozrywał żal. Być może nie byłabym aż tak roztrzęsiona, gdyby Włoszka nie użyła imienia, które sprawiało mi tak ogromny ból. Kiedy tylko z jej ust padło imię mojego dawnego przyjaciela, wszystkie wspomnienia powróciły gigantyczną falą emocji, zalewając mój cały umysł.
I tak nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki tak wiele rzeczy wydało mi się oczywiste.
Podeszłam do Ruggero i drżącą dłonią odgarnęłam grzywkę z jego czoła, układając ją tak, jak zawsze robił to Fede.
Patrzyłam mu w oczy, kiwając głową z niedowierzaniem.
- Nienawidzę cię! - krzyknęłam. - Okłamaliście mnie. Oboje – wzięłam głęboki wdech i odbiegłam nie patrząc przed siebie.
Tyle lat żyłam w kłamstwie, myśląc, że najważniejsza dla mnie osoba odeszła bezpowrotnie, zadręczałam się wyrzutami sumienia i nie pozwalałam sobie samej na radość.
A to wszystko okazało się jednym wielkim kłamstwem, Federico ciągle żył, miał się dobrze i tylko zmienił sobie imię. Wyjechał, zostawił mnie samą, pomimo wszystkiego, co razem przeżyliśmy.
Rzuciłam się na łóżko, ignorując zupełnie Violę, która patrzyła na mnie jak na wariatkę. Zanosiłam się od płaczu. Pięścią uderzyłam w poduszkę. Umierałam psychicznie, potrzebowałam pomocy, ale bałam się o nią prosić, więc znów zamykałam się w swoim świecie, całkiem odosobniona. Zaufałam, zawiodłam się, już więcej nie chcę otworzyć się przed nikim. Świat jest podły, niesprawiedliwy, życie nie ma sensu.
- Ludmi, co jest? - szatynka delikatnie dotknęła moich pleców.
Uniosłam się do pozycji siedzącej i opowiedziałam jej o wszystkim. Jest już chyba ostatnią osobą, której mogę zufać.
- Będzie dobrze, zobaczysz – przytuliła mnie. - On pewnie nie chciał, żebyś cierpiała. Weź się w garść i pokaż mu, że jesteś dzielna, że nie zmarnujesz życia przez niego. Tak?
- Tak – przytaknęłam, pociągając nosem. Ona ma zupełną rację. - Dziękuję ci.
- Nie masz za co – starła łzy z mojej twarzy. - Od tego są przyjaciele. Jestem pewna, że Leon, Marco, Diego a nawet Francesca postąpili by tak samo na moim miejscu i ty nie zostawiłabyś żadnego z nas w potrzebie.

Skinęłam głową, na znak, że się z nią zgadzam. Dobrze, że chociaż Vilu potrafi przemówić mi do rozsądku i przywołać trzeźwość umysłu. Powinnam poprosić ją o lekcję bycia dzielną i opanowaną, bo kto jak kto, ale ona umie zachować zimną krew, gdy trzeba.
- I nie płacz już, dobrze?- uniosła kąciki ust. - Chodź, idziemy na duuuuże lody czekoladowe.
Bez słowa wstałam i po drodze poprawiając swój rozmyty makijaż, poszłam za przyjaciółką. Cieszę się, że ją mam.
~
Cześć!
Mam dla Was rozdział 6.
Jest dobijająco - przerażająco krótki, ale nie taki zły. Tajemnica wyszała na jaw, hah. No to sobie narobił biedy.... Maybe.
Co sądzicie o rozdziale? :)
Przesyłam całusy moim kochanym myszkom ♥